niedziela, 24 czerwca 2012

Rozdział 2


 - Ładny.- mogła się założyć, że z tyłu ogrodu znajdował się basen i inne atrakcje.
- Zapraszam w nasze skromne progi.- otworzył furtkę.- Proszę.- jedną rękę trzymał na klamce, a drugą wykonał zachęcający gest. Dziewczyna niepewnie weszła do ogrodu.
- Długo już tu mieszkacie?- oglądała się dookoła. Nie chciała, by coś umknęło jej uwadze. Szli właśnie ścieżką wyłożoną z jasnych średniej wielkości okrągłych płyt. Dookoła było bardzo dużo różnego rodzaju drzew i krzewów. Wszystko utrzymane było bardzo starannie. Trawa równo przycięta wyglądała na bardzo wypielęgnowaną. Droga rozwidlała się na trzy strony. Na prawo, gdzie prowadziła w stronę altany. Stała ona na szarej podmurówce, która wyłożona była szarym tworzywem, dzięki czemu służyło także jako miejsce do siedzenia. Jej ściany były zbudowane z cegieł o różnych stonowanych kolorach. Posiadał także ciemne deski, które służyły jako framuga drzwi, oraz jako półki. Duże, jasne prostokątne płytki tworzyły podłogę. Dach był z ciemnego drewna. W środku altany znajdowały się kontrastujące dekoracje. Były czarne, oraz szare poduszki. Rośliny w szarych doniczkach, oraz wiele innych dekoracji. Droga po lewej stronie prowadziła na tyły domu, a ścieżka prosto kierowała w stronę tarasu. Dookoła był obsadzony różnymi drzewami. Podłoga była wyłożona jasnym drewnem. Od strony ogrodu znajdował się niski jasny murek. Były także dwie ławki z jasnego drewna, które służyły także jako półki. Ścieżka biegnąca prosto prowadziła do drzwi  a ścieżka w lewo na tyły domu. Przy budynku znajdował się duży garaż, do którego prowadził wjazd.
- Od początku wakacji. Jakieś 3 dni. Wiesz…- podrapał się zakłopotany po karku. – W domu może panować bałagan. Ja osobiście lubię porządek i staram się go utrzymywać, ale mieszkam z czterema bałaganiarzami. Wczoraj sprzątaliśmy i wyszło nam to bardzo dobrze, ale od rana nie było mnie w domu i nie wiem czego mogę się spodziewać.- jego twarz pokazywała, że jest mu bardzo głupio. Zayan zawsze starał się robić dobre wrażenie na dziewczynie, a bałagan w domu na pewno w tym nie pomagał.
- Nie przejmuj się. Będę udawać, że tego nie widzę.- kiedy wkroczyli na taras, otworzył drzwi. Wpuścił dziewczynę pierwszą do środka. Emily weszła do dużego przedpokoju.
- Chodź, zaprowadzę cię do salonu.- położył rękę na jej plecach. Zmierzali obydwoje w stronę pomieszczenia. – Jest porządek.- powiedział z ulgą, kiedy przekraczali próg salonu. I rzeczywiście tak było. Pokój był bardzo ładnie urządzony. Podłoga była wyłożona jasnymi panelami. Ściany miały kolor kremowy. Na środku stała jasna sofa i dwa fotele po bokach. Przy ścianie stał duży telewizor. Był także fortepian, oraz inne meble i dodatki, które dodawały miejscu uroku. Z salonu wychodziły szklane drzwi, które prowadziły na taras z tyłu domu.
- Ładnie.- odparła przyglądając się miejscu.- Kto z was najbardziej bałagani?- spojrzała na niego zaciekawiona.
- Ja.- przekręcił głowę w bok i podniósł prawe ramię.- Tak, ja…- powtórzył po chwili namysłu.- Ale nie tylko ja. Każdy z nas ma w sobie to coś, ale ja mam tego troche więcej niż oni.
- Tak myślałam.
- Rozgość się.- powiedział widząc, iż dziewczyna nie wie co ze sobą zrobić.
- Dzięki. Masz apteczkę? Trzeba coś zrobić z twoją raną.
- Tak. Już przynoszę.- wyszedł z pokoju sprawiając, że zapach jego perfum stał się bardziej odczuwalny. Emily czuła się trochę nieswojo w nowym otoczeniu. Podchodziła powoli do różnych elementów dekoracji. Podeszła także do pianina. Nacisnęła na kilka klawiszy, tworząc melodię dobrze jej znaną.- Potrafisz grać?- spytał wchodząc powrotem do salonu. Położył apteczkę na stole, który znajdował się przy sofie.
- No… Tak jakby.- odeszła od instrumentu. Usiadła na sofie koło Zayana. Wzięła do ręki watę i wodę utlenioną. Przybliżyła się do chłopaka, by mu lepiej przyjrzeć się ranie. Zaczęła powoli ją dezynfekować. Chłopak syknął z bólu.- Bardzo boli?
- Trochę. Kiedy byłem młodszy często przechodziłem przez dezynfekcje ran.- podmuchała na ranę i dalej robiła swoje.- Robisz to bardzo ładnie.- dziewczyna uśmiechnęła się mimo woli. Zakleiła miejsce plastrem.
- Gotowe. Sądzę, że będziesz żył.- odsunęła się od chłopaka. Włożyła wszystko z powrotem do pudełka.
- Dzięki. A ty nie masz żadnych ran?
- Nie.
- To dobrze. Chcesz coś do picia?- wstał zabierając ze sobą apteczkę.
- Wodę.
- Już się robi.- ponownie została sama. Wyciągnęła z kieszeni spodni swój telefon, w nadziei, że znajdzie wiadomość od rodziców. Jednak nie było nic. „Czy oni się do mnie odezwą -pomyślała-może to ja powinnam do nich zadzwonić?” To był dobry pomysł, lecz nie potrafiła tego zrobić. Było jej strasznie wstyd za to co im powiedziała. Nie miała nawet pojęcia jak zacząć rozmowę. Zdawała sobie sprawę, że po zatelefonowaniu do nich byłoby jej lżej, ale nie potrafiła. Doskonale wiedziała co czuje w tej chwili: złość, smutek, ból, przygnębienie. Byłoby o wiele łatwiej, gdyby oni mogli poczuć to samo. Na pewno zdaliby sobie sprawę jako bardzo żałuje. Nie mogła się pozbyć głosu, który mówił w jej głowie jak bardzo to schrzaniła. Na razie nie mogła nic zrobić. Miała tylko nadzieję, że po jakimś czasie będzie potrafiła do nich zadzwonić i z nimi spokojnie porozmawiać.- Wszystko dobrze?- spytał chłopak kładąc na stoliku dwie szklanki. Następnie usiadł koło niej i spojrzał na nią.
- Tak. Zły dzień. Nie ma się czym przejmować.
- Wiesz- usiadł tak, by móc ją dobrze widzieć- kiedy ratuje się komuś życie, mimowolnie martwi się o niego.
- Miło z twojej strony, że się o mnie martwisz, ale możesz przestać, ponieważ nic się nie dzieje.- zapadła chwila ciszy. Zayan co chwilę spoglądał na dziewczynę, która przewracała w ręce swój telefon. Widział po niej, że coś ją gnębi, lecz wiedział także, że ona nie chce o tym rozmawiać. – Gdzie chłopcy?- nie spojrzała na niego.
- Poszli na zakupy. W lodówce zaczyna być pusto, a my nie lubimy, gdy nie mamy co jeść.- zaśmiali się w głos.
- A jak wam się podoba w Los Angeles?- Emily nie chciała, by pomiędzy nimi nastała cisza.
- Jest świetnie. Wielka Brytania ma to coś, co sprawia, że jest niesamowita, ale przegrywa jeśli chodzi o pogodę. Kiedyś w Los Angeles był spadek temperatury. Wszyscy chodzili w kurtkach, ale dla nas było ciepło i wyszliśmy w koszulkach. Nie zapomnę min przechodniów.
- Tak, to musiało fajnie wyglądać. Ciekawe co sobie o was pomyśleli.- spojrzała na niego.
- Chyba nie chcę wiedzieć.- pokręcił przecząco głową.- W ogóle L.A. jest świetne. Jest to jedno z moich ulubionych miejsc. A jakie jest twoje ulubione miejsce?- spytał ciekawy odpowiedzi.
- Los Angeles nie jest moim ulubionym miejscem. Znajduje się na mojej liście ulubionych miejsc, ale jest na 2 miejscu.
- A co jest na pierwszym miejscy?
- Miejsce o którym na pewno słyszałeś, ale nigdy tam nie byłeś. To miejsce różni się od L.A. pogodą, architekturą, krajobrazem.
- Dziwne, że jeszcze tam nie byłem. Gdzie to jest?
- Dowiesz się, kiedy mnie lepiej poznasz.- chłopakowi podniosły się do góry kąciki ust.
- Dlaczego akurat to miejsce.- nie dawał za wygraną.
- Ponieważ jest to mój drugi dom.- Emily wstała i podeszła do okna.
- Mam nowy cel życiowy- dowiedzieć się o tobie jak najwięcej.- dziewczyna uśmiechnęła się. Nagle zadzwonił telefon chłopaka.- Przepraszam, ale muszę odebrać.- westchnął i wyszedł z pomieszczenia zostawiając Emily po raz kolejny samą. Podeszłą powoli w stronę fotela. Zanim usiadła na nim, przejechała palcami po jego wykończeniu. Była naprawdę zmęczona. Usiadła wygodnie i poczuła jak jej oczy stają się coraz cięższe.
Po kwadransie rozmowy Zayan wrócił do dziewczyny. Został ją śpiącą na fotelu. Jej widok wywołał u niego mimowolny uśmiech. Ciemne długie włosy opadłą na jej drobną twarz. „Wygląda tak niewinne”- pomyślał. Bał się, że choć małym ruchem sprawi, że zobaczy jej oczy otwarte. Wziął koc, który leżał na sofie i jak tylko najostrożniej potrafił przykrył ją. Poruszyła się, co sprawiło, że chłopak zamarł na chwilę. Wtuliła się w materiał. Żadna część jej ciała nie wystawała spod koca. Usiadł powoli na sofie. W Emi- pozwolił ją sobie tak nazywać – było coś niezwykłego. Zayan zawsze oceniał dziewczyny po wnętrzu. Wygląd to tylko opakowanie. Piękno zewnętrzne zawsze minie z czasem, lecz piękno wewnętrzne zostanie. Była tylko dziewczyną, której pomógł i z którą dobrze mu się rozmawiało.
Siedział tak czekając z niecierpliwością na powrót chłopaków. Bał się ich reakcji. Liczył się z ich zdaniem. Sądził, że polubią ją, tak samo jak on.
Nie ruszał się już od jakiś dwóch kwadransów. Nie chciał jej obudzić. Martwił się, iż nawet jego oddech będzie jej przeszkadzał. Nagle usłyszał jak drzwi do domu się otwierają. Od progu w całym budynku było słychać głos Louisa śpiewającego piosenki z jednej z reklam, które nie da się zapomnieć.
- Such a feelin’s comin’ over me.
There is wonder in most every thing I see. Not a cloud In the sky, got the sun in my eyes. And I won’t be surprised it’s a dream.  I’m on the top of the world… This is the end, beautiful friend. This is the end, my only friend. The end of our elaborate plans…-  po tych słowach zaczął nucić melodię z piosenki “Eyes of the Tiger”-  Jestem myszą i nie dam się złapać! A kiedy przegram będę silny!- Zayan pobiegł szybko do chłopaków.
- W sklepie była promocja marchewek. Chciałem kupić dwie ciężarówki wypchane tymi pysznymi maleństwami.- opowiadał szczęśliwy Louis- ale na ciężarówki nie sprzedają, więc wziąłem dwie reklamówki.- podniósł torby, które trzymał w obydwóch rękach.- Mam nadzieję, że wystarczy.
- Na pewno wystarczy, zwarzywszy na to, że tylko ty z nas jesz marchewki.- powiedział Liam. Wszyscy przeszli do kuchni by rozpakować zakupy.
- I bardzo dobrze. Wszystkie będą moje. Wezmę je do mojego pokoju i postawię na honorowym miejscu.- z torby wybrał najładniejszą marchewkę i zaczął ją jeść.
- Najpierw posprzątaj, bo nie wiem, czy marchewki chcą dzielić jedno pomieszczenie z brudną bielizną.- zaśmiał się Harry wkładając zakupy do lodówki.
- Chłopaki, troche ciszej.- powiedział Zayan wyciągając butelki wody z toreb.
- Nasze mamy tu są?!- krzyknął Niall. Wszyscy stanęli jak wryci przerywając czynności, które przed chwilą wykonywali. Na ich twarzach malowało się przerażenie.- Muszę szybko posprzątać pokój.- powiedziawszy to Niall miał już wychodzić z kuchni, lecz głos Zayana go powstrzymał.
- Nie ma tu naszych mam.- odparł zdziwiony reakcją kolegów. Wszyscy odetchnęli głęboko.- Niby dlaczego miały tu przyjechać nasz mamy?- spytał chłopaka.
- Nie wiem. Jakoś tak mi wpadało do głowy.- Niall schował ręce do kieszeni. Wszyscy wrócili do swoich czynności.
- Nie strasz nas tak więcej Zayan.- Harry nadal wkładał produkty do lodówki.
- Mamy gościa.- nikt nie przejął się informacją Zayana.
- Nic nie przebije naszych mam. Chyba, że nasze dziewczyny. Co nie Niall?- Liam roześmiał się w głos.
- Przestaniecie? My też znajdziemy sobie dziewczyny.- oburzenie Louisa nikogo nie zdziwiło. Odkąd Niall znalazła dziewczynę, która zaakceptowała wszystkie jego wady (a było ich sporo), a Louis nie był jeszcze z nikim w związku, był przewrażliwiony na tym punkcie.
- No właśnie. Ja, Louis i Zayan znajdziemy sobie kogoś! Louis… czekaj. My nie jesteśmy razem?! Myślałem, że między nami coś jest.- Harry udawał bezgraniczną rozpacz, dzięki której Niall zaczął się śmiać.
- Pogadamy o tym później.- burknął pomiędzy jednym kęsem marchewki, a drugim.
-  W naszym salonie śpi pewna dziewczyna.- wszyscy umilkli.
- Jaka dziewczyna. I co ci się stało w czoło?- po słowach Nialla wszyscy zauważyli plaster na czole chłopaka. Wszyscy spojrzeli na niego zaciekawieni. Podrapał się po głowie i usiadł na krześle. Za jego przykładem poszła reszta. Siedząc zaczął wszystko opowiadać chłopakom. Słuchali w skupieniu, lecz nie obyło się bez dopowiedzeń. Kiedy Zayan powiedział wszystko co się wydarzyło Louis wstał z krzesła i kierował się w stronę drzwi chcąc udać się do salonu.
- Gdzie ty idziesz?- spytał Liam. Chłopak stanął w miejscu poprawiając swoje włosy i ubranie.
- Musze poznać naszą nową koleżankę.
- Nie! Ja będę pierwszy.- krzyknął Harry. Wstał z krzesła lecz próba się nie udała i spadł na ziemię, z której szybko wstał.- Ale czy moje loczki wyglądają seksownie?
- Ja będę pierwszy, chyba, że mnie pokonasz.- Louis zaczął wymachiwać rękami i wymawiać niezrozumiałe słowa. Reszta chłopaków uśmiechnęła się.
- Takim zachowaniem na pewno ją obudzicie.- odparł opanowany Liam. Louis i Harry usiedli powrotem na krzesłach.- Byliście na policji?- wszyscy wrócili na swoje miejsca.
- Nie. Nie wiem, czy ona chce z tym iść na policję.- powiedział cicho Zayan kręcąc głową.
- Należy to zgłosić- szepnął Niall- przecież oni mogą zrobić to samo komuś innemu.
- To jest jej decyzja. Jeśli będzie chciała to zgłosić, to dobrze, a jeśli nie, to musimy to uszanować.- Louis podparł się łokciami o blat stołu.
- Ma rację. Możemy się ją o to zapytać kiedy się obudzi.- rzucił Harry poprawiając swoje włosy. Wszyscy byli za tym, by pójść z tym na policję. Wiedzieli, ze trudno będzie ich odnaleźć i na jakiekolwiek postępy w tej sprawie trzeba byłoby długo czekać, ale mieli nadzieję, że ich znajdą i dostaną za swoje.
- Dobra, ale dajmy jej jeszcze trochę czasu. Niech odpocznie.- Zayan wstał. Podszedł do zapełnionej po brzegi lodówki i otworzył jej drzwi.- Może zrobimy coś do jedzenia.- zaczął wyciągać produkty.
- Świetnie się składa, bo właśnie zgłodniałem.- Niall żwawo podszedł do Zayana i zaczął mu pomagać. Za jego przykładem poszła reszta przyjaciół.

Więc jest kolejny rozdział. Mam nadzieję, że wam się spodobał.
Czekam na wasze opinie.

sobota, 16 czerwca 2012

Rozdział 1


Nie zdążyła. Bardzo się spieszyła, lecz nie dane jej było dotrzeć na czas. Za późno się opamiętała, za późno zrozumiała swój błąd. Teraz nie ważne było to, że biegła ile sił, że trącała przechodniów, którzy wyzywali ją od najgorszych. Dotarła na miejsce chwile za późno, a słowa „Przykro mi, ale samolot właśnie odleciał” cały czas słyszała echem w swojej głowie. Nie zdążyła powiedzieć im, jak bardzo jest jej przykro i jak bardzo ich kocha. Odlecieli samolotem do Rio de Janeiro. Oni-mama i tata. Nie liczyła na to, że po tym wszystkim wyjedzie na wakacje z nimi. To się nie liczyło, chodź czekała na to bardzo długo. Pragnęła im tylko powiedzieć jak bardzo jest jej przykro i że to wszystko to tylko i wyłącznie jej wina. Przez jakąś kłótnię została tutaj sama.
Po policzku jak kropla deszczu popłynęła samotna łza. Otarła ją wierzchem dłoni. Obejrzała się dookoła, by upewnić się, że nikt nie widział jej chwili słabości. Wszyscy byli zajęci sobą. Nie zwracali na nią uwagi. Nie zwrócili uwagi na szczupłą siedemnastolatkę.
Emily Shay szła powoli, jakby każdy krok miał zepsuć jedną z płyt chodnika. Choć znała Los Angeles bardzo dobrze i bez trudu mogłaby się poruszać po jego ulicach, gdyby nagle straciła wzrok, czuła się tu obco. Każdy budynek wydawał się jej, jakby był z miejsca, o którym nigdy nie słyszała.
Promieni słońca raziły ją w oczy. Przymrużyła powieki, a ciemne brwi zmieniły swój kształt. Została tu zupełnie sama. Wszyscy znajomi wyjechali na wakacje, a ona została sądząc, że spędzi cały miesiąc z rodziną w słońcu Rio de Janeiro. Widocznie na to nie zasługiwała. Zebrała ciemne, lekko pofalowane długie włosy i położyła je na swoim  ramieniu. Skrzyżowała ręce na piersi. W głębi duszy myślała, że dzięki temu będzie niewidoczna. Szła w kierunku pustego domu. Spojrzała na witrynę sklepu. Na stole przykrytym fioletowy materiałem stały różne figurki. Ruda dziewczynka w zielonej sukience z białymi guziczkami, która sięgała jej do kolan. Na nogach miała brązowe ciężkie buty. Chłopiec z kapeluszem na głowie, ubrany w czarną kurtkę i tego samego koloru spodnie. Było tam także wiele rodzajów zwierząt. Oczy wszystkich figurek były zwrócone w stronę przechodniów. Obserwowały każdy ich ruch, czekając, aż ktoś zakocha się w ich wyglądzie.
Dzięki odbiciu w szybie zauważyła, że w niewielkiej odległości za nią idzie dwóch chłopaków. Wyglądali na około20 lat. Byli bardzo zaniedbani. Emily przypomniała sobie, że widziała ich już przedtem. Umysł podpowiadał jej, że to nie jest przypadek, iż idą za nią. Postanowiła, że przyspieszy kroku. W kolejnej szybie zobaczyła, że oni ciągle są za nią w tej samej odległości. Serce waliło jak oszalałe. Strach ścisnął jej gardło jak skórzany pas. Przechodziła w coraz to nowe uliczki, modląc się w myślach, by wszystko już się skończyło. Choć bardzo się starała nie mogła ich zgubić. Nagle pojawili się obok niej. Jeden, który szedł po jej lewej stronie był dużo wyższy od niej. Miał łysą głowę, od której odbijały się promienie słońca. Miał na sobie zielone szerokie dresy, oraz bluzie tego samego koloru. Drugi, który szedł po jej prawej stronie, był niższy od poprzedniego. Jego jasno brązowe włosy związane były luźno z tyłu. Ubrany był w szerokie w kroku spodnie i luźną koszulkę. Emily zrozumiała, że to jest moment, kiedy należy zadecydować, co robić dalej. Najlepszym wyjściem była ucieczka. Zebrała wszytki siły i gdy była pewna tego co zaraz zrobi poczuła na sobie obce ręce. Tego właśnie chciała uniknąć. Obaj chłopacy zaciągnęli ją do ciemnego zaułka. Dziewczyna próbowała się bronić. Zadawała im niezdarne ciosy, które nie sprawiały im większego bólu, lub w ogóle ich nie czuli. Wszystko co robiła,  nie dawało żadnych rezultatów. Byli starsi od niej, a co najważniejsze silniejsi. Nie mogła nic zrobić, lecz nadzieja jej nie opuszczała. Przeszukiwali kieszenie jej spodni. Emily krzyczała tak głośno, jak tylko potrafiła. Błagała w myślach, by znalazła się ktokolwiek, kto mógłby jej pomóc. Zaczęła tracić siły, oraz wiarę w ludzi. Wszystko ją bolało i gdy miała się już poddać usłyszała głos, który był jej wybawieniem.
- Zostawcie ją!- kilka metrów przed nią stał wysoki czarnowłosy chłopak. Nie widziała dokładnie jego twarzy.  Miał na sobie zwyczajną białą koszulkę i jasne jeansy z dziurami w kilku miejscach. Jego ręce były skrzyżowane na piersi. Dziewczyna przeraziła się tym co zaraz może się tu stać.- Znajdźcie sobie kogoś równego sobie.
- Na przykład kogo?- spytał łysy lekko zaskoczony pojawieniem się chłopaka. Emily nadal znajdowała się w silnym uścisku, nie mogąc poruszyć się choć na milimetr.
- Ze mną.- popchnęli dziewczyną w stronę przybysza. Cała roztrzęsiona stanęła koło chłopaka. Jej serce waliło tak mocno, jakby miało wyskoczyć zaraz z jej drobnego ciała. Chłopak spojrzał na nią. Poczuła, że się o nią martwi. Chciała powiedzieć jak bardzo mu dziękuje, ale wiedziała, że to nie najlepszy moment. Zrobił krok w stronę dwójki. Rozpoczęła się walka. Szala wygranej przechylała się to na stronę chłopaka, to na stronę oprawców. Każdy z biorących udział w zdarzeniu dostawał ciosy, lecz nikt się nie poddawał. Można było usłyszeć odgłosy uderzeń i czasami ciche pojękiwanie. Choć czarnowłosy dostawał ciosy, nie poddawał się i oddawał z większą siłą. Musiał mieć wprawę w tym co robi, gdyż unikał bólu i doskonale wiedział gdzie uderzyć. Nagle wszystko się zmieniło. Jeden z chłopaków upadł na ziemię, a zaraz za nim drugi. Nieznajomy oddychał ciężko. Stał nad pokonanymi z opuszczonymi rękami. Pokonani szybko wstali z zakurzonej ziemi i uciekli z miejsca bójki. Chłopak spuścił głowę. Dziewczyna poczuła wielką ulgę. Wiedział, że nic złego już się nie wydarzy. Mogła odetchnąć spokojnie. Choć jej ręce drżały ze strachu, w środku czuła wielką radość. Chłopak odwrócił się i powoli podszedł do niej.-Nic ci nie jest?- zapytał zmartwiony dotykając dłońmi jej rąk.
- Chyba wszystko dobrze.- oznajmiła trzęsącym się głosem. Chłopak lekko ją przytulił i pogładził po plechach.
- Już dobrze. Nic się nie stało.- odsunęła się od niego.
- Dziękuję ci. Nie wiem co by się stało, gdyby ciebie tutaj nie było. Ale… ty krwawisz.- dotknęła delikatnie okolic rany, która znajdowała się na prawej stronie jego czoła. Dopiero teraz mogła przyjrzeć się mu uważnie. Jego czarne włosy były krótko przystrzyżone po bokach, a na górze długie stały w lekkim nieładzie. Długie rzęsy zdobiły piękne orzechowe oczy. Na rękach widniały dwa tatuaże, a trzeci po prawej stronie w kololicach szyi. Wyglądał na 19 lat.
- To nic takiego. Najważniejsze, że tobie nic się nie stało.- uśmiechnął się ciepło. Z jego wzroku można było odczytać „Spokojnie, nikt się nie odważy do ciebie podejść, kiedy jestem tutaj”.
Chłopak nie mógł przestać na nią patrzeć. Była trochę niższa od niego. Ciemne piękne włosy okalały twarz. Miała piękne ciemne oczy i usta, a jej karnacja była troche ciemniejsza od jego. Ubrana była w opiętą tunikę z ¾ rękawami, równie opięte spodnie, oraz długie ciemne buty.
- Jak masz na imię?- spytał odgarniając włosy z jej twarzy.
- Emily.- odpowiedziała cicho. Miała wielką ochotę odejść jak najszybciej z tego miejsca. Przebywając tutaj czuła się okropnie.
 - Zayn.- uśmiechnął się ciepło podając jej rękę. Ona uścisnęła ją lekko i odwzajemniła uśmiech.
- Miło cię było poznać Zayn, ale muszę już iść.- odwróciła się i zaczęła zmierzać w swoją stronę. Chłopak stał zszokowany, iż dziewczyna odchodzi, lecz szybko oprzytomniał.
- Emily!- krzyknął podbiegając do niej.- Emily! Zaczekaj!- złapał ją za rękę. Stali naprzeciwko siebie.- Chodź ze mną.
- Gdzie?- spytała zaskoczona zachowaniem Zayana.
- Do mnie do domu.
- Wiesz, przed chwilą dwóch chłopaków chciało ze mną zrobić Bóg wie co i uwierz, że po tym wszystkim naprawdę nie mam ochoty iść do kogoś domu, tym bardziej, że znam tę osobę przez 15 minut i zamieniłam z nią około 30 wyrazów. Więc niech każdy z nas pójdzie w swoją stronę.
- Ale ja jestem ranny. Uratowałem ci życie , a ty powinnaś zająć się mną po ciężkiej walce.- pokazał palcem na ranę, która znajdowała się na czole.
- Jeszcze raz dziękuję ci za pomoc, ale w tym miejscu nasze drogi się rozchodzą.- powiedziała beznamiętnie odwracając się.
- I tak masz u mnie dług, więc nie lepiej spłacić go teraz?- spojrzała na niego kątem oka, będąc odwrócona do niego plecami. Nie wydawał się być taki jak tamta dwójka, choć tego nie mogła być pewna.
- No dobra.- dała za wygraną.- Najwyżej będę żałował podjęcia tej decyzji do końca życia.- kiwnęła ramionami patrząc w niebo.
- Lepiej spróbować, niż żałować, że się nie spróbowało.- uśmiechnął się ciepło. Zaczęli iść obok siebie.- Chyba nie udał nam się nasz początek. Może zaczniemy od nowa. Jestem Zayn Malik.- dziewczyna zaśmiała się.
- Emily Shay.- podali sobie ręce.
- Przepraszam, że zapytam, ale masz coś wspólnego z tymi kolesiami?- spojrzał na nią przymrużonymi oczami, ponieważ promienie słoneczne bardzo go raziły.
- Nie. Pierwszy raz ich widziałam. Poza tym nie obracam się w takim towarzystwie.- skrzyżowała ręce na piersi.
- Cieszę się. Myślałem, że masz może z nimi jakieś problemy. Ale to dobrze, że nie.- spadł mu kamień z serca. Nie chciał, żeby miała z nimi coś wspólnego. Wydawał się być fajną dziewczyną.
- Boli?- kiwnęła głową na ranę. Nie wyglądała ona na bardzo poważną, ale jej widok nie był przyjemny.
- Nie… to znaczy bardzo boli.- Emily zmierzyła go wzrokiem. Doskonale wiedziała, że kłamie.- No dobra… nie tak bardzo, ale troche tak.- roześmiał się w głos.
- Czekaj. Jesteś Zayn Malik. Członek boysbandu One Direction. Mówiąc, że idziemy do domu, nie miałeś chyba na myśli Wielkiej Brytanii, co nie?- pamiętała, że członkowie One Direction pochodzą z Wielkiej Brytanii i Irlandii. Chłopak po raz kolejny podczas ich spotkania roześmiał się.
- Oczywiście, że nie. Razem z chłopakami wynajęliśmy tutaj dom na czas wakacji. Chcemy troche odpocząć. Życie w ciągłym biegu jest męczące. Tutaj chcemy naładować baterie. Możemy tu robić co chcemy.- włożył ręce do kieszeni.- A ty? Opowiedz coś o sobie.- dziewczyna nie spojrzała na niego.
- Emily Shay.- w czasie drogi do domu oglądała wystawy sklepowe.
- To już wiem.
- I nie wystarczy ci?- Emily odgarnęła niesforne kosmyki włosów, które leciały jej na twarz. Nie miała zamiaru opowiadać mu wszystkiego, choć do opowiadania nie było za dużo. Była przecież tylko zwykłą dziewczyną.
- Chcesz zacząć jeszcze raz od nowa?- spojrzała na niego z roześmianymi oczami.
- Raczej nie. Zaczynanie wszystkiego po raz trzeci było by dość dziwne, nie sądzisz?
- Masz rację. Chcę tylko, żeby nasze pierwsze spotkanie było idealne.
- Nasze spotkanie nie jest najgorsze.- powiedziała pocieszając chłopaka.
- Mieszkasz w Los Angeles?
-Tak, od urodzenia, czyli sporo czasu.
- A dokładnie?- Zayn spojrzał na jej długie ciemne włosy. Opisanie ich było trudne do wykonania. Dzięki promieniom słonecznym pięknie lśniły. Choć były w lekkim nieładzie nie straciły tego, co sprawiło, że nie można było od nich odciągnąć oczu.
- 17 lat.
- Dowiaduję się o tobie coraz więcej. Pewnie dzięki mojemu urokowi osobistemu.- oboje zaśmiali się w głos. Emily czuła się przy chłopaku dobrze. Wiedziała, że jest bezpieczna, oraz, że poznała bardzo fajną osobę.
- Nie sądzę, że dzięki temu.- popatrzyła na niego uważnie. Jego włosy były lekko zmierzwione, lecz mogła się założyć, iż były one układane bardzo dokładnie. Dziewczyna, zdała sobie sprawę, że od czasu bójki jej ręce się trzęsą. Starała się być spokojna i sądziła, że dobrze jej to wychodzi, ale w środku była przepełniona strachem.
- Jesteś jeszcze przestraszona.- w jego głosie bardzo łatwo wyczuła troskę.
- Sądziłam, że nie widać tego po mnie.- spojrzała na płytki chodnika.
- Mam trzecie oko, które wszystko uchwyci. Nie bój się.- objął ją ramieniem. Szli razem w stronę domu. Obydwoje czuli się bardzo dobrze w swoim towarzystwie, choć Emily nadal nie była w dobrym nastroju. Myślała cały czas o rodzicach. Po tym co się stało, bardzo chciała mieć ich obok. Była bardzo wdzięczna Zayanowi za pomoc, ale jego towarzystwo, to nie to samo co towarzystwo kochających rodziców.
Przechodzili właśnie koło sklepu z zabawkami „Magic Toys”. Był to raj dla dziecka. Pełno różnego rodzaju zabawek. Sklep istniał odkąd tylko pamiętała. Przychodziła tu z rodzicami raz w tygodniu. Kiedy przekraczała jego próg, czuła się jakby przekraczała próg nie sklepu z zabawkami, ale jakiejś krainy. Krainy, gdzie było pełno kolorów i dźwięków. Wystrój sklepu nie zmieniał się nigdy, zmieniały się tylko zabawki. Sklep utrzymany w kolorze brązowym. Ściany miały jasny odcień brązu. Panele były ciemnobrązowe, tak samo jak regały i półki. Ilość zabawek była ogromna. Regały sięgały prawie do sufitu, były wypchane zabawkami, lecz nie tylko tam można je było zobaczyć. Były zawieszone nad sufitem, leżały na ziemi, w każdym z kąt sklepu. Sklep był przekazywany z pokolenia na pokolenie i zadowolił niejedno dziecko.
- 1 cent za twoje myśli.- ciszę, która panowała od dobrych kilku minut przerwał Zayn.
- Co?- Emily wybita z rozmyśleń nie widziała o co mu chodzi.
- Od jakiegoś czasu cały czas o czymś myślisz.
- Czy 1 cent to nie za mało?
- Mamy kryzys.- roześmiał się szturchając ją ramieniem. Po kwadransie, który upłynął im na rozmowie znaleźli się przed ogromnym domem.- Jesteśmy na miejscu.- przed budynkiem znajdował się piękny ogród.

I tak pojawił się pierwszy rozdział na blogu.  Mam nadzieję, że każdemu się spodobał.
Dlaczego zaczęłam pisać opowiadanie o One Direction? Chciałam poćwiczyć pisownię takiej formy wypowiedzi, no i padło na One Direction.
Nie jest to moje pierwsze opowiadanie, ani nie jest to mój pierwszy blog. W przeszłości dodawałam rozdziały opowiadania na bloga i było to naprawdę fajne. Od tamtej pory pewnie zmienił się mój styl pisania. Miejmy nadzieję, że na lepsze.
Jeśli macie jakieś pytania, to zostawiajcie je w komentarzach, albo wysyłajcie na mój e-mail xcriminallovex@gmail.com
Czekam na wasze opinie.